PRZYSZŁA JESIEŃ! / AUTUMN IS HERE!
Słońce w końcu wyszło zza deszczowych chmur i ukazała nam się prawdziwa „polska złota jesień”. Nie mogliśmy inaczej celebrować tego faktu niż na rowerach! Więc zapakowaliśmy swoje transformersy do bagaru Leonidasa i ruszyliśmy w odwiedziny do Moich rodziców. Nie obyło się bez fakapu bo Domelka zapomniała butów na rower… Zdarza się każdemu bo ja kiedyś też zapomniałem. Tyle, że wtedy spieszyliśmy się na maraton w Wyrzysku.
W piątek pod wieczór uderzyliśmy na mały POM po Czarnkowie, moim rodzinnym miasteczku. Pięknie położone z okolicą świetnie nadającą się na „górskie” rowerowe tripy. Piękny zachód słońca nas spotkał nad rzeką gdzie pojawiła się droga rowerowa. Jazda po ciemku ma swój urok więc chyba będziemy musieli więcej tak pojeździć. Po powrocie własnej roboty pizza w towarzystwie rodziców i siostry ze szwagrem i dzieciakami smakowała iście wybornie.
W sobotę ruszyliśmy po śniadaniu pokazać Dominice okolice, po których ja trochę już jeździłem. Widoki były świetne mimo tego, że żarówa nie pojawiała się zbyt często. Temperatura natomiast pozwoliła ściągnąć rajty i hulać w szortach. Cudowne uczucie. W drodze do pałacu w Goraju spotkaliśmy kilkunastu łuczników, którzy byli w trakcie zawodów. Pojechaliśmy odwiedzić dziki ale żadnego nie było. Pewnie kiełbasa się już suszy gdzieś w spiżarce u leśniczego. Podjechaliśmy też popatrzeć na widok z góry w Górze gdzie stara i zdezelowana ławeczka ustąpiła miejsca nowej. Dobre miejsce na przekąskę i chwilę odpoczynku.
Po zjeździe obraliśmy kierunek do mojego brata. 15 kilometrów i jesteśmy na miejscu przekonani, że napijemy się herbatki i pogadamy trochę. Okazało się, że Karolina, moja bratowa w godzinkę upichciła zajebiaszczo smacznego placka a la szarlotkę. Wdupczyłem 3 kawałki a Dominika 2. Z pełnym brzuchem i radością w głowie wgramiloliśmy się na bajki i ruszyliśmy do domu.
Ah, gdyby nie ta przygnębiająca pogoda polubiłbym jesień tak bardzo o ile nie bardziej jak lato. Kolory, zapachy i smaki jesieni jednak mają w sobie coś magicznego i żadna inna pora roku tego nie potrafi skopiować. Póki co, trzeba korzystać, bo zima nieubłaganie się zbliża a z nią to nie mamy miłych wspomnień.
The Sun has shown itself at last through the rainy clouds and we could see the true Polish gold autumn. We could not celebrate it otherwise than on bikes! We packed our transformers to our car and we head out to my parents. Dominika forgot her bike shoes so we had to get back for them but who didn’t forgot his or her shoes right? On Friday evening we went for a short ride around the town. Beautiful and colorful place to ride on a mountain bike. We saw a great sunset when we were cruising along the river where a new bike road was built. Night ride really was a blast so we think we have to do more of them. After we got back to my parents’ house we ate homemade pizza with my sister’s family.
On Saturday we kicked off after the breakfast to show Dominika the area around Czarnków where I have been riding in the past. The views were fantastic despite the fact that there were almost no Sun at all. It was warm though so I could take of my lycra and ride with shorts! Great feeling. We met some archers having a competition in the woods near the school in Goraj. We wanted to visit the wild boars but there were none. Probably a tasty sausage is hanging in one’s basement now. We stopped on an exposed hill where we ate a snack and relax for a second. Then we head to my brother’s house. After an hour ride we hoped to get a hot tea but my sister-in-law baked a delicious apple pie. Horribly stuffed but happy, we head back home.
If it wasn’t for the depressing weather I would love the autumn almost as much as I love the summer. Colours, fragrances and flavours has something magical that no other season of the year can copy. For the time being, we have to make use of it as the winter is coming really fast!
Komentarze
Prześlij komentarz